środa, 29 listopada 2017

Filmowy kalendarz

Halo, dzień dobry :)
Mamy 29 listopada, a to oznacza, że za dwa dni przywitamy piękny, pachnący, biały grudzień. Z tym białym to pewnie przesadziłam, ale jednak... 
Tak czy siak, przychodzę dzisiaj do Was z kalendarzem filmowym. Z okazji adwentu zazwyczaj kupujemy kalendarze z czekoladkami, kosmetykami, perfumami, mydełkami czy też herbatami. Pomyślałam, że mogłabym Wam pomóc wejść w klimat świąteczny, dlatego przygotowałam rozpiskę filmową na 24 dni. 
Patrząc na to mam wielką nadzieję, że przed świętami uda mi się obejrzeć wszystko z tej listy, a jak pomyślę, że czekają na mnie jeszcze seriale, to czuje, że to będzie nie lada wyzwanie. 
Lista filmów znajduje się na grafice niżej.




Błagam, nie rozmawiajmy o moich zdolnościach graficznych. Z łapką na serduszku przyrzekam, że starałam się, żeby to jakoś wyglądało. 
Tak czy inaczej, jak widać część filmów to taka podstawa filmów świątecznych, a część znalazła się na tej liście, bo święta w tych produkcjach odkrywają bardzo ważną rolę (np. Dziennik Bridget Jones). 
Mając dwadzieścia jeden lat, poczułam, że Kubuś Puchatek na tej liście to bardzo, bardzo ważna pozycja, nie pytajcie. Jeżeli chodzi o mnie to są tutaj ważne dla mnie filmy, bez których nie wyobrażam sobie grudnia, jak np. Holiday, To właśnie miłość, Święta Last Minute czy świąteczny odcinek kreskówki Świat według Ludwiczka.
Mam cichą nadzieję, że razem ze mną spróbujecie przebrnąć przez tą listę i przyda Wam się w okresie świątecznym :)

niedziela, 26 listopada 2017

SUM #3

Niedziela dzień lenia, a ja tworzę wpis. Jest godzina 12:03, siedzę w piżamce i pije gorącą herbatkę. To kto chce wiedzieć co się ciekawego działo w tym tygodniu?

SUM #3 


Myśl tygodnia:  Od kilku tygodni codziennie zapisuje sobie, co wydarzyło się dobrego danego dnia. Powiem Wam, że to bardzo pomaga. Nie wiem jak, ale w pewien sposób zapominam o złych rzeczach, otwieram kalendarz i szukam pozytywów. Dzięki temu jestem chyba mniej marudna. Może to powinno być zadanie dla Was? Codziennie znajdźcie jedną dobrą rzecz, która się wydarzyła i zapiszcie ją w jakimś zeszycie. Jestem pewna, że pod koniec tygodnia stwierdzicie, że ostatnie siedem dni nie były znowu aż takie złe.

Najlepszy moment tygodnia:  Przyszła moja pierwsza paczka z Chin. Tak, też dostałam małej obsesji na punkcie alliexpress, ale tylko dlatego, że naklejki do bujo są tam taaakie tanie! :) 

Ulubiona chwila:  Jest mi bardzo głupio, bo pod koniec miesiąca kupiłam sobie strasznie drogą rzecz i wychodzi na to, że na dziewięć dni zostało mi tylko 20 złotych, ale... kupiłam sobie zimowy płaszcz. Taki śliczny, a na kapturze ma mięciutkiego misia :) W tym roku moja zimowa kurtka, która ma z siedem lat może iść spokojnie na emeryturkę.



Obsesja tygodnia: Czy obsesją tygodnia mogą być zaliczenia? Musiałam do szkoły donieść pięć rysunków zębów i tak właściwe to tylko tym żyłam. W tym semestrze muszę zejść z dziesięciu szkiców i ośmiu rzeźb. Zostały mi do oddania jeszcze dwie ilustracje i całe rzeźbiarstwo, uch. Szczerze mówiąc, to glina chyba nie jest dla mnie.

Piosenka tygodnia:  Od środy zostałam wielką fanką Taco i tak, muszę iść na koncert. O tym artyście są różne opinie. A jak z Wami? Lubicie czy nie? 




Film/serial tygodnia:  Bridget Jones: W pogoni za rozumiem. Kto nie zna Bridget, niech teraz będzie smutny, bo młody Hugh Grant to życie ;) Myślę, że świat dzieli się na ludzi, którzy te filmy uwielbiają bądź ich nienawidzą. Ja zdecydowanie jestem w pierwszej części. Teraz wyobraźcie sobie, że o 22:40 jechałam po pizze, żeby mieć co oglądać do filmu :D



Niedoczekanie tygodnia:  Grudzień. Ja tak bardzo nie mogę doczekać się grudnia i świadomość, że zostały tylko cztery dni, ach! Szybciej, szybciej. Mam tyle pomysłów na wpisy w tym miesiącu. I tyle się dzieje. I koniec roku. I ładne zapachy. I lecę do Anglii, do rodziców. Bajka po prostu.

Zdjęcie tygodnia:  W tym tygodniu działo się dużo dobrego, dlatego ciężko mi to wszystko jakoś zamieścić. W czwartek byłam z moim C. na zdjęciach. Ja dawno nie cykałam, a On próbuje. Mam kilka dobrych zdjęć, ale nie są mojego autorstwa, dlatego nie będę ich kraść ;) No dobra... to jedno podkradłam, ale miałam swój udział w jego tworzeniu i gdyby nie ja to nic by z tego nie było hahaha.
Poznajcie nasze mordki :) 



I tym sposobem dotarliśmy do końca. To tylko kilka kategorii, a ten tydzień zdecydowanie był dłuższy i działo się o wiele więcej. Na przykład wczoraj pojechałam ze znajomą do pobliskiej miejscowości, bo chciałyśmy pomóc przy pieskach w przechowalni, ale nie mogłyśmy znaleźć tego miejsca. Zamówiłam płytę dla C., którą dostanie w ramach prezentu świątecznego. Dostałam dekoracje do pierniczków i już nie mogę się doczekać wypieków. Takie małe, dobre rzeczy.
Chciałabym Wam bardzo podziękować za takie pozytywne reakcje na nowy post. I za to, że tyle osób przyszło tutaj z powiadomień.
Robaczki, a co u Was ciekawego się wydarzyło? Może macie jakiś film do polecenia?

czwartek, 23 listopada 2017

Palcem po mapie #1 - Japonia

Dzień dobry :) 
Czwartek to bardzo dobry dzień na nowy post, prawda? Przychodzę dzisiaj do Was z nową serią, która, mam nadzieje będzie się ukazywała przynajmniej raz w miesiącu. Palcem po mapie to odwzorowanie moich podróżniczych marzeń, które kiedyś się spełnią. 



Palcem po mapie #1 - Japonia



Pamiętam dzień, kiedy na Jetixie wyemitowano pierwszy odcinek anime Naruto. Miałam wtedy chyba dziesięć lat i przez tę produkcję wkręciłam się w anime i mangę. Od kilku dobrych lat moim marzeniem jest wyjazd do Japonii. Bardzo chciałabym zobaczyć ogromne, ruchliwe ulice Tokio, tych kolorowych ludzi, którzy reprezentują różne style, dotknąć pomnika psa Hachiko na Shibuy i kupować pocky bez opamiętania :) 
Dlatego już bez zbędnego przedłużania zabieram Was na małą, kulturalną wycieczkę po Japonii.

Książka:  Japończycy słyną z kilku dobrych książek takich jak np. Kafka nad morzem, ale ja zdecydowanie jestem zakochana w mangach. Jeżeli ktoś nie jest pewien, to już wyjaśniam, manga to komiks, który jest czytany od tyłu. Postacie w tych książkach charakteryzują się przede wszystkim dużymi oczami. 
Jedną z moich ulubionych serii jest Orange, na podstawie  której powstało anime oraz film.  Zaletą tej mangi jest mała ilość tomów, bo jest ich tylko sześć (Naruto posiada 70 tomów, co daje nam 700 rozdziałów!)  i ciekawa fabuła. Licealistka Naho dostaje list od samej siebie z przyszłości, starszej o dziesięć lat. Z treści listu wynika, że Naho musi zmienić przyszłość i zrobić wszystko, żeby Kakeru nie zginął. Dostaje instrukcje, jak ma się zachować w różnych sytuacjach, żeby nie popełnić błędów starszej Naho.
Anime oglądałam ze swoim chłopakiem, dlatego mogę śmiało powiedzieć, że w tej serii każdy znajdzie coś dla siebie. Romans, dramat, okruchy życia, sci-fi. 


Moja mała kolekcja :)


Film:  Tutaj również się trochę zmieni, bo zostaniemy w klimatach anime. Jedną z najlepszych produkcji, jaką oglądałam jest Nana. W pociągu, który zmierza do Tokio, spotykają się... dwie Nany. Łączy je imię, wiek i... tylko tyle. Poza tym różnią się wszystkim. Nana Komatsu (zostaje później nazwana Hachiko, haha :)) jest uroczą, słodką, niewinną osóbką, która wyjeżdża do dużego miasta za swoim chłopakiem bez żadnego planu. Nana Oosaki to zdecydowana, niezależna, znająca swoją wartość dziewczyna, która dąży do zostania sławną punk-rockową wokalistką. Kiedy dziewczyny wysiadają w Tokio, to idą w swoim kierunku, niemalże zapominając o tej drugiej. Los sprawił, że kilka dni później próbują wynająć ten sam dom. Bohaterki decydują się zamieszkać razem.
Komedia, dramat, romans, okruchy życia, muzyczne.
I co ja mogę powiedzieć? Oglądałam to anime, kiedy miałam 17 lat i wyłam jak bóbr, ale wiele razy też się śmiałam i byłam zakochana w muzyce, która towarzyszyła tej historii. Odcinków jest sporo, bo 47, ale warto spróbować :) 

Muzyka:  Japońska muzyka to dziwna muzyka. Nie ma co ukrywać, że jest inaczej. Rynek azjatycki rządzi się swoimi prawami i odbiega od europejskich standardów. Jedynym z jakby to nazwać, hm... dziwactw jest vocaloid Hatsune Miku. Dziewczyna jest wirtualną piosenkarką stworzoną na bazie technologii syntezy śpiewu. Podczas koncertu hologram jest wyświetlany przez specjalne urządzenie w 3D. Vocaloid według swoich twórców ma 16 lat, 158 centymetrów wzrostu i waży 42 kilogramy, a jej znakiem rozpoznawczym jest... por. 
Hatsune zapełnia sale koncertowe, występuje z prawdziwym zespołem, bierze udział w reklamach i ma grono wiernych fanów. 
Z racji tego, że jest to wokalistka komputerowa to jej fani mogą pobrać odpowiedni program i sami napisać dla niej tekst piosenki. 
Ciekawostka: w 2012 roku w Londynie odbyły się Igrzyska Olimpijskie, więc została przeprowadzona sonda, kogo ludzie chcieliby zobaczyć na olimpiadzie. Jak się domyślacie wygrała Hatsune Miku pokonując między innymi Justina Biebera czy Lady Gage, niestety ankieta nie była przeprowadzona oficjalnie.




Miejsce:  Jednym z miejsc, które bardzo chciałabym zobaczyć, jest aleja bambusowa w dzielnicy Kioto - Arashiyama. Zostawię po prostu zdjęcie :)
W pobliżu alei znajduje się kilka świątyń, z uroczymi ogrodami, japoński cmentarz oraz tysiącletni most. 



Jedzenie:  Jest kilka potraw, których chciałabym spróbować, ale z którymi niekoniecznie chce mi się bawić u siebie w domu. 
Udon to gruby makaron zrobiony z mąki pszennej, podawany zwykle na ciepło w bulionie.
Onigiri to kulki ryżowe w środku których znajduje się przeważnie kawałek mięsa i czasami zawinięty w nori. Kulki można zrobić samemu w domu, bo nie jest to aż tak skomplikowane, dlatego, jeżeli ktoś jest chętny na przepis i zdjęcia z procesu tworzenia... to dajcie znać ;) 

Ciekawostki: 
  • W Japonii matki często śpią z małymi dziećmi, a mąż w oddzielnym pokoju. 
  • Czarny kot zwiastuje szczęście. 
  • W Kioto znajduje się 1600 świątyń. 
  • Japoński bałwan składa się z dwóch kul. 
  • Siorpanie podczas jedzenia to nic innego jak komplement dla kucharza. 


Ufff, udało się, dobrnęliśmy do końca. To kogo zanudziłam? Na wyjazd do Japonii w dwie osoby trzeba niestety mieć przyszykowane przynajmniej dziesięć tysięcy złotych. Jest to ogromna suma chyba dla większości osób, a wyjazd tak daleko na tydzień wydaje mi się być mało opłacalny, dlatego, jeżeli już udałoby mi się kiedyś odwiedzić kraj kwitnącej wiśni, to na pewno zostanę przynajmniej dwa tygodnie. Marzenia, co? :)

niedziela, 19 listopada 2017

SUM #2

Dzień dobry w to piękne niedzielne popołudnie. Mam nadzieje, że obiadki zjedzone i teraz siedzicie przed ekranami z talerzykiem dobrego ciasta i herbatką.
To jak, macie wszystko, co potrzebne? To zapraszam Was na nowy wpis :)

SUM #2


Myśl tygodnia:  Powoli zaczyna się okres przedświąteczny i będą nas atakować zbiórkami żywności, Szlachetną paczką, zbiórkami pieniędzy i tak dalej. Myślę, że pomaganie jest ważne, bo możemy w pewien sposób odmienić czyjeś życie i poczuć przyjemne ciepełko po lewej stronie naszej klatki piersiowej.
Nie chcę Was zmuszać do stania godzinami przy zbiórkach żywności. Raczej chodzi mi o to, że pomóc można na wiele innych sposobów. Starszy pan długo stoi w sklepie przy jednym regale? Zawsze można podejść i się zapytać, czy nie potrzebuje pomocy. Najwyżej stwierdzi, że nie trzeba. Przy zbiórce żywności można kupić ten najtańszy makaron za dwa złote i wrzucić do koszyka. Zbieraj nakrętki od butelek, bo zawsze znajdzie się ktoś, komu będą potrzebne. Jeżeli możesz, to wrzuć te wszystkie żółciaki do puszki, do której ktoś zbiera pieniądze na jakiś ważny cel. I tutaj taka mała rada, żeby uważać, komu dajemy pieniądze. Niestety, ale zbiórki pieniężne stały się tak popularne, że niektórzy zaczęli je po prostu wykorzystywać do dorobienia sobie. Dlatego, jeżeli nie jesteście pewni, czy zebrane monety faktycznie trafią do potrzebujących, to poszukajcie w internecie informacji o fundacji, która się zajmuje daną sprawą i napisz do nich :)
Mogę Wam powiedzieć, że przez kupienie dżemu i oddanie go na zbiórkę ja poznałam osóbkę, która została matką chrzestną tego bloga :D

Najlepszy moment tygodnia:  Powiem tak... ostatnie dwa tygodnie w szkole to jakaś porażka, bo nic mi nie szło. Uczę się w medycznym studium zawodowym na technika dentystycznego, dlatego dwa tygodnie beznadziejnej roboty to u mnie bardzo dużo. W środę przyszłam, elegancko założyłam fartuch i... zaczęło mi to jakoś iść. Okropny szelak, który w tamtym tygodniu się palił, nie chciał się mnie słuchać, deformował się, nagle zaczął być uległy i nawet skończyłam wzornik. Rysunki szły mi dobrze i czuje, że zgarnę na swoje prace jakąś sensowną ocenę. Oby nadchodzący tydzień był dla mnie tak samo łaskawy.

Ulubiona chwila:  Dostałam kwiaty. Piękne, czerwone róże od mojego C. Ich zapach unosi się po całym pokoju i myślę, że nic piękniejszego w tym tygodniu nie miało miejsca. Najlepiej, prawda?



Obsesja tygodnia:  Taśmy, naklejki, washi tape, ładne obrazki i wszystko w motywie świątecznym. W sumie można powiedzieć, że mam obsesję na punkcie świątecznych rzeczy, bo do wigilii zostały tylko 34 dni. Dodatkowo zaczęłam robić grudzień w swoim bullet journal, a więc moja faza na święta niebezpiecznie rośnie :D

Piosenka tygodnia:  Wychodzę z założenia, że w listopadzie potrzebujemy wyjątkowo dużo pozytywnych rzeczy, żeby nie zwariować i nie umrzeć ze smutku. Dlatego włączamy ten utwór, który wszyscy znamy, uśmiechamy się i śpiewamy, udając, że jesteśmy wirtuozami gitary elektrycznej ;)




You're still in bed at ten and work began at eight
You're burned your breakfast so far things are goin' great
(...)
I'll be there for yooou! 

Film/serial tygodnia:  Przez wielki przypadek mam wykupionego Netflixa na kolejny miesiąc. Nie pytajcie. Szkoda, żeby pakiet się zmarnował, dlatego zaczęłam oglądać różne seriale i szukam tego, który mi podpasuje. You Me Her opowiada o małżeństwie, które postanawia wynająć panią do towarzystwa, żeby dodać trochę pikanterii do swojego małżeństwa. Relacja z ową kobietą miała być bez żadnych uczuć, ale wychodzi zupełnie inaczej. 
Serial jest raczej dla starszych widzów, bo w Netflixowej kategorii ma 16+. Nie powiem, że jest to produkcja najwyższych lotów, ale w sam raz na zabicie godziny podczas listopadowych wieczorów. 

Niedoczekanie tygodnia:  Powinnam zmienić nazwę tej kategorii, bo będziemy mówić o niedoczekaniu miesiąca (?). Pierniczki! W tym roku sama je robię i tak bardzo nie mogę się doczekać wyciągania mąki, przyprawy piernikowej, ozdób, robienia lukru, ach. Nie robiłam pierniczków od czterech lat, dlatego tak nie mogę się doczekać. I C. obiecał, że pomoże mi przy ciastkach :)

Zdjęcie tygodnia:  Myślałam, że to zdjęcie wyszło o wiele gorzej, dlatego nawet nie brałam się za zobaczenie go na ekranie laptopa. Przeglądając zdjęcia zrobione do szopENa odkryłam, że jednak nie jest tak źle i chcę się tym podzielić w podsumowaniu. Zrobiło się świątecznie.



Drugi SUM i powiem Wam, że dzisiaj pisało mi się go przyjemniej :)
Z mniej lub bardziej nieznanych mi przyczyn weszliśmy w klimat świąt, hmm. Mogę się pocieszać jedynie tym, że reklamy w telewizji i tak były szybsze.
Jak minął Wasz tydzień? Co dobrego się wydarzyło? Podzielcie się Waszym posiłkiem tygodnia, bo potrzebuje inspiracji :)

środa, 15 listopada 2017

SzopEN, czyli czego nocą słucha szop?

Halo, dzień dobry.
Kolejny dzień, kolejny post i kolejna zagadka. Dokąd nocą tupta jeż? Za najlepszą odpowiedź dam ciasteczko. 
Czego nocą słucha szop? Myślę, że na to pytanie nie będzie jednoznacznej odpowiedzi, bo co szop to inny gust muzyczny. Właśnie. SzopEN będzie odpowiedzią na to pytanie, bo w tej serii będę się z Wami dzieliła moim gustem muzycznym. Nie sądzę, że jestem chodzącym, muzycznym guru, ale wiem też, że słucham wielu artystów, którzy piszą cudowne piosenki, mają kojący głos, a są mało znani. No dobra, tych bardziej znanych też słucham, ale ciii.
Dzisiejszy szopEN będzie wprowadzeniem do tej serii, dlatego nie będzie tak rozbudowany jak przyszłe wpisy. To wszystko spowodowane jest tym, że nie jestem jeszcze przekonana, jak posty będą docelowo wyglądać. I tutaj jak w przypadku SUMa dajcie mi trochę czasu, a wszystko będzie ładnie dopracowane. A jeśli Wy macie jakieś propozycje na wygląd tej serii to zostawcie je w komentarzu :)
Tak, to będzie bardzo dobra seria, zaufajcie mi. To kto jest gotowy na muzyczną przygodę? 



szopEN #1


Serię tych wpisów ma zaszczyt rozpocząć Ryan Keen. 
Ryan to urodzony 8 kwietnia 1987 roku w Totnes w Wielkiej Brytanii, singer-songwriter. Polska publiczność może kojarzyć go z grania jako support Eda Sheerana na warszawskim Torwarze. 
Delikatny głos, poruszające teksty, poczucie humoru oraz próba wypowiedzenia kilku słów w języku polskim -  to wszystko sprawiło, że fani przyjęli go bardzo ciepło, a on sam kilka miesięcy później powrócił do Warszawy na solowy koncert. 


Na dorobek artysty składają się trzy epki: Aiming for the Sun, Focus, Back to the Ocean. Jedyny jak dotąd solowy album Room for light wydany w 2014 roku jest zbiorem 12 utworów utrzymanych w klimacie popowo-folkowym.
Tak jak wspominałam, poruszające teksty anglika oraz jego wrażliwość sprawiły, że często, a szczególnie jesienią wracam do jego muzyki. 
Wszyscy, którym bliski jest Plus Eda Sheerana powinni znaleźć na tym albumie coś dla siebie, a poniżej zostawiam Wam do przesłuchania Skin and bones, który jest moim ulubionym utworem na całej płycie.
Ryan niedawno wydał także singiel Ember, który zwiastować może kolejną płytę.




Silne serce zwalcza problemy duszy,
A cała chciwość okaże ci zimno,
Ale chodzi o coś więcej, znacznie więcej niż krew i złoto,
To niesprawiedliwe w miłości i wojnie
I wciąż nie wiem o co walczymy,
Ale chodzi o coś więcej, o wiele więcej niż krew i złoto

niedziela, 12 listopada 2017

SUM #1

Witajcie w pierwszym SUMie. Czym jest SUM, zapytacie? Otóż to wpisy podsumowujące miniony tydzień. Na zagranicznych blogach zauważyłam, że takie posty cieszą się coraz większą popularnością i nic w tym dziwnego. W krótki i ciekawy sposób można podzielić się minionym tygodniem z czytelnikami.
Postanowiłam, że dostosuje te notki pod siebie i dodam kilka kategorii, a część z nich usunę. W pierwotnej wersji jest punkt "najgorszy moment tygodnia", a mi jakoś niespecjalnie zależy na pamiętaniu o złych chwilach.

SUM #1 


Myśl tygodnia:  Szczerze mówiąc to aż do wczoraj, nie miałam pomysłu co wpisać w tej kategorii. Dobry początek, prawda? Trudno, bywa. 
Idąc do sklepu po małe co nieco, pomyślałam, że powinniśmy robić to, co sprawia nam przyjemność i nie przejmować się opinią innych. Oczywiście mówimy o rzeczach, które nie sprawiają nikomu krzywdy. Ilu rzeczy nie zrobiliście, bo baliście się, co powiedzą wasi znajomi? Przestaliście pisać bloga, bo ktoś z waszych bliskich go znalazł i zaczął komentować? Chcielibyście nagrywać filmy na yt, ale boicie się fali hejtu? A może tak najzwyczajniej w świecie chcecie poskakać po kałużach, ale "w tym wieku to już nie wypada"? Przepraszam bardzo, ale gdzie jest zapisane, co wypada, a co nie? Miejmy te wszystkie opinie w nosie i róbmy swoje. Róbmy to, na co mamy ochotę, żeby w przyszłości nie żałować, że czegoś nie zrobiliśmy.

Najlepszy moment tygodnia:  Założenie Szopa i opublikowanie pierwszego wpisu. Bardzo długo  nie blogowałam i powrót do tego mnie przerażał, ale okazało się, że niepotrzebnie. Po kilku godzinach od pierwszego wpisu byłam pewna, że sobie poradzę i to jest to, co chcę aktualnie robić. 

Ulubiona chwila:  W sobotę miałam możliwość dorobienia sobie kilku groszy - dosłownie. Uświadomiłam sobie, że nic tak nie cieszy, jak pieniądze, które samemu  się zarobiło.

Obsesja tygodnia: Teledysk Eda Sheerana do piosenki "Perfect". Jestem wielką fanką rudego artysty, a rudy człowiek, jego piosenka i zimowy teledysk... ach, jestem w miłości. Nie sądziłam, że jakiś teledysk może mnie sobą tak zauroczyć :)

Piosenka tygodnia:  Tak, piosenką tygodnia również zostaje Edowe "Perfect" :)



Film/serial tygodnia:  Shrek 2, którego zaczęłam oglądać zeszłej nocy. Stary, dobry, zielony ogr, który ma warstwy jak cebula i jego gadający rumak.

Niedoczekanie tygodnia:  Nie mogę się doczekać nowe odcinka Riverdale! Słyszeliście o tym serialu? Jestem pewna, że tak, a jeżeli nie to już pisze, o co chodzi. Pierwowzorem produkcji są komiksy produkowane od 1942 roku o nazwie "Archie comics". 
W pierwszym sezonie ktoś zamordował nastolatka z bogatej rodziny, a grupa przyjaciół próbowała się dowiedzieć, kto jest zabójcą. Trochę taka paczka jak ze Scooby Doo tylko brakuje im psa. Aktualnie co tydzień wypuszczane są odcinki z drugiego sezonu, w którym niemal co odcinek ktoś ginie i też nie wiadomo kto może być mordercą. Ktoś z Was ogląda ten serial? Czy tylko ja po ostatnim odcinku mam dość dzwonka Lollipop? 

Zdjęcie tygodnia:  Szczeniaczek, bo wszyscy je lubimy. 



Jeszcze nie wiem, czy takie wpisy będą pojawiać się co tydzień, co dwa tygodnie czy też raz w miesiącu. Myślę, że to wyjdzie w praniu i w ciągu dwóch miesięcy będzie wszystko wiadomo. Swoją drogą to całkiem zabawne powiedzonko, bo wiecie, szop pracz, coś wyjdzie w praniu ;) 
Jak można zauważyć w kolumnie po prawej stronie pojawił się przycisk "lubię to" i z kubkiem gorącego kakao zachęcam was do obserwowania Szopa na facebook'u. 
A jak minął Wasz tydzień? Co dobrego się wydarzyło? Czego nie możecie się doczekać w przyszłym tygodniu? 

poniedziałek, 6 listopada 2017

Kto to ten cały szop?

Szopy pracze prowadzą głównie nocny tryb życia. Podczas zimy spędzają większość czasu na drzemce w swoich norach, ale nie zapadają w typowy sen zimowy. Są samotnikami. Jedyne grupy społeczne to samica i jej młode. Szopy pracze mają wysoce rozwinięty zmysł dotyku. Ich podobne do ludzkich kończyny są bardzo wrażliwe i chwytne. Szop ma bardzo dobrze rozwinięty słuch. Szopy bardzo dobrze widzą w nocy. Ich spacerowy chód przypomina szuranie nogami przez człowieka. W biegu potrafią osiągnąć prędkość do 40 km/h. Szopy pracze potrafią wspinać się na wysokie drzewa i inne konstrukcje. Są doskonałymi pływakami, chociaż pływają bardzo niechętnie. Ich futro nie jest odporne na wodę jak np. u bobra. Jeżeli pozwala na to zasobność siedliska w pożywienie, szopy nie oddalają się zbytnio od miejsca zamieszkania.

Tak myślę, że jestem szopem. Ten opis to ja!

Jem płatki z mlekiem, ale bez mleka. Bieda? Troszeczkę, ale raczej chodzi o lenistwo.
Wyczyściłam ekran laptopa, ustawiłam go pod odpowiednim kątem i... koniec. Wiecie, z czym mam największy problem? Ja się bardzo szybko napalam na jakiś pomysł, a potem coś porobię i pyk! Nic mi się nie chce, fajnie było przez chwilę. Tak właściwie przypomina to trochę granie w simsy. Tworzenie postaci i budowanie domu zajmuje z godzinę, a sama rozgrywka dwadzieścia minut. Rozumiecie? Tak to wygląda w moim przypadku.
To nie brzmi zbyt zachęcająco, prawda? Prawda. Chciałabym jednak zrobić coś tak, jak należy, od początku do końca. Myślę, że bycie Szopem wyjdzie mi dobrze. Mam pomysł, kalendarz i wsparcie.
Kim jestem? Jestem frecią matką, która czasami zapomina rozmrozić mięso. Jestem fanką czekolady i gorących kąpieli. Herbata? Bardzo chętnie o ile ktoś mi ją zrobi i będzie w moim ulubionym kubku. Granie w UNO mnie odpręża. Dawkuje sobie samotność, aplikuje cukier i tańczę do upadłego. Robienie bazy? Ja zanoszę koc i poduszki do wanny i tam tak sobie siedzę. Całkiem wygodne, polecam. Zdecydowanie zbyt często śpiewam piosenki happysadu i kupuje niepotrzebne rzeczy. Kocham swój bullet journal, który prowadzę w zeszycie w kratkę zakupionym w biedronce. Ostatnio polubiłam różowy - chyba trochę za bardzo. Książki? Tak, ale głównie te o miłości, trochę Schmitta i dziwnych tytułów z Taniej książki. Słucham dobrej muzyki, bo mam kogoś, kto taką znajduje i się nią ze mną dzieli. Chciałabym robić ładne zdjęcia i kręcić filmy, ale chyba boję się zacząć. Głupie, prawda? Zbyt często zaczynam od nowa i zbyt często kończę w tym samym miejscu. Tym razem nie pozwolę, żeby strach z lenistwem to popsuły.
Mam swojego C., lubię spędzać z nim czas, oglądać seriale na Netflixie, gotować i się przytulać. Lubię też posiedzieć w mieszkaniu sama, przy laptopie, poszukać inspiracji, posłuchać dziwnej muzyki, porozmyślać i pozamulać. Z takiego siedzenia powstał Szop.
Myślę, że potrzebuje kopniaka w tyłek i dobrej motywacji. Tym razem ją mam. Nie umiem pisać, ale zdecydowanie tego potrzebuje. Mam trochę do opowiedzenia, pokazania i ponarzekania.
Będzie tutaj nam dobrze, cieplutko.
A teraz proszę, otul się kocem, napij herbatki i daj się poprowadzić przez moje uczucia.